Turbaczowy trekking, zwariowane narty i niezawodne stuptuty w moro, czyli zimowy wypad w Gorce


LUTY, 2017

Po tym, jak przejechaliśmy całą Polskę, niesamowicie wypoczęci, wysiedliśmy skoro świt z pociągu w Nowym Targu. Tyle, że zamiast wschodu słońca, jaki towarzyszył mi każdego poranka w Święta Bożego Narodzenia na magicznej Malcie, powitała nas jakaś totalna mgła, niczym z prawdziwego horroru. Poczułam się podobnie, jak podczas podróży do Budapesztu. Udałam się przecież wtedy do toalety w obskurnym, nocnym wagonie, a w drodze powrotnej, nagle usłyszałam za plecami – „Excuse me” i byłam przekonana, że to jeden z szajki Cyganów, którzy czaili się na przedziały i okradali pasażerów. W każdym razie z dworca w Nowym Targu ruszyliśmy oczywiście w kierunku Mcdonald’s, ale z wielkim smutkiem musiałam zrezygnować z moich ulubionych cheesburgerów, ponieważ pechowo trafiliśmy na ofertę śniadaniową 😃 Pocieszyłam się, więc Chai Latte, której jestem fanką, zrobiłam szybki make-up przy stoliku, by chociaż trochę przypominać wyglądem Człowieka i udaliśmy się w kierunku noclegu, zarezerwowanego przez Booking. Pokój był, co prawda skromny, ale w odróżnieniu od tamtej willi z basenem ze spuszczoną wodą na Malcie, nie miał nic wspólnego z meliną 😃 Zatrzymaliśmy się właściwie w centrum Nowego Targu, ale przez cały czas odnosiłam dziwne wrażenie, że to miasto dosłownie zamarło. Ludzie wydawali się jacyś przygnębieni, nad nami wciąż unosiła się tajemnicza mgła. Cóż, tak naprawdę był to po prostu paskudny smog. Szybko jednak przestałam zwracać uwagę na to, że trudno mi się oddychało, bo niezwykle podekscytowana, czekałam na wyprawę w Gorce i Turbaczowy trekking 😃 Wcześniej jednak spróbowaliśmy swoich sił na nartach. Siara na maksa, ale z przerażeniem w oczach, totalnie nie ogarniałam, o co chodziło w tej całej zabawie z długimi deskami, przyczepionymi do nóg 😃Nawet podczas jazdy po prawie, że płaskiej powierzchni miałam z tym wielkim problem, ale spoko, nie zabiłam się 😃 Cóż, te narciarskie zmaganie były właściwie fajną przygodą, ale póki co, przygodą również pozostały 😃





Miałam mega bekę z tych stuptutów w moro, kupionych na ostatnią chwilę na Allegro 😃 Wyglądałam, jak prawdziwy, uzbrojony Żołnierz, szczególnie, kiedy założyłam również oversize'owe rękawiczki upolowane w Croppie tuż przed odjazdem pociągu w jakiejś galerii handlowej przy dworcu i niezwykle modną, oversize’ową kurtkę, która towarzyszyła mi poprzednio w Górach Stołowych i na pienińskich szlakach. Gdy radośnie wędrowaliśmy po białym puchu w kierunku Turbacza, świeciło uśmiechnięte słońce. Czułam się przeszczęśliwa, bo odkąd wróciliśmy z Pienin i Gór Stołowych, mogłam w końcu zobaczyć prawdziwy śnieg na prawdziwym, górskim szlaku 😃 Czasem musieliśmy się wręcz przebijać przez zaspy, ale nie były mi one straszne, założyłam przecież swoje niezeawodne stuptuty 😃 Wielu spektakularnych widoków nie udało mi się zobaczyć, a po drodze nie spotkałam, ani czarujących palm z Toskanii, ani zielonych wielkoludów – kaktusów z Malty 😃 Pamiętam jednak taki pewien, szczególny moment, kiedy nie wiadomo dlaczego, nagle odwróciłam się i moim oczom ukazały się w oddali bajkowe, niczym namalowane góry, skąpane w promieniach słońca 😊 Niedługo po tym niezwykłym wydarzeniu, przed nami wyrósł wielki słup, który ledwo dostrzegliśmy z powodu unoszącej się wokół okropnej, smogowej mgły. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet nie uderzyłam w niego głową 😃 Na tym gigancie wisiała metalowa tabliczka, która poinformowała nas, że zdobyliśmy najwyższy szczyt Gorców, czyli Turbacz. Wpadliśmy do schroniska, ale tym razem już nie na wyśmienite kakao, które piłam w „Chatce Puchatka” w Bieszczadach, tylko dlatego, że było to nasze zakwaterowanie. Wówczas po raz pierwszy w życiu nocowałam w prawdziwym schronisku w prawdziwych górach i byłam niezwykle przejęta tym faktem 😊 Wewnątrz serio panował super klimat, ta miejscówka od razu skradła moje serce 😊 Właściwie wszystko byłoby idealne, gdyby nie śmierdzące skarpetki naszych współlokatorów w pokoju 😃 Z głośnym chrapaniem wygrało jednak zmęczenie i momentalnie zasnęłam 😊








Kiedy schodziliśmy z Turbacza, co chwilę wkurzałam się na potworną, śnieżną zawieruchę. Gdy chociaż na moment się uspokoiła, ulepiliśmy małego, sympatycznego bałwanka 😊 Po czym uskuteczniliśmy małe bieganko przez te wszystkie, wielkie zaspy, bo mega spieszyliśmy się na pociąg, a ja nie chciałam znów wymachiwać rękoma i biec, jak wtedy, gdy goniliśmy Flixbusa w Bergamo 😃












Na pociąg zdążyliśmy, chociaż miałam cichą nadzieję na to, że nam zwieje, bo oczywiście chciałam zostać dłużej, marzył mi się Lubań. Wiedziałam jednak, że kiedyś wrócę w te fantastyczne góry i zdobędę jeszcze niejeden, gorczański szczyt 😊

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.