Turbaczowy trekking, zwariowane narty i niezawodne stuptuty w moro, czyli zimowy wypad w Gorce
LUTY, 2017
Miałam mega bekę z tych stuptutów w moro, kupionych na ostatnią chwilę na Allegro 😃 Wyglądałam, jak prawdziwy, uzbrojony Żołnierz, szczególnie, kiedy założyłam również oversize'owe rękawiczki upolowane w Croppie tuż przed odjazdem pociągu w jakiejś galerii handlowej przy dworcu i niezwykle modną, oversize’ową kurtkę, która towarzyszyła mi poprzednio w Górach Stołowych i na pienińskich szlakach. Gdy radośnie wędrowaliśmy po białym puchu w kierunku Turbacza, świeciło uśmiechnięte słońce. Czułam się przeszczęśliwa, bo odkąd wróciliśmy z Pienin i Gór Stołowych, mogłam w końcu zobaczyć prawdziwy śnieg na prawdziwym, górskim szlaku 😃 Czasem musieliśmy się wręcz przebijać przez zaspy, ale nie były mi one straszne, założyłam przecież swoje niezeawodne stuptuty 😃 Wielu spektakularnych widoków nie udało mi się zobaczyć, a po drodze nie spotkałam, ani czarujących palm z Toskanii, ani zielonych wielkoludów – kaktusów z Malty 😃 Pamiętam jednak taki pewien, szczególny moment, kiedy nie wiadomo dlaczego, nagle odwróciłam się i moim oczom ukazały się w oddali bajkowe, niczym namalowane góry, skąpane w promieniach słońca 😊 Niedługo po tym niezwykłym wydarzeniu, przed nami wyrósł wielki słup, który ledwo dostrzegliśmy z powodu unoszącej się wokół okropnej, smogowej mgły. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet nie uderzyłam w niego głową 😃 Na tym gigancie wisiała metalowa tabliczka, która poinformowała nas, że zdobyliśmy najwyższy szczyt Gorców, czyli Turbacz. Wpadliśmy do schroniska, ale tym razem już nie na wyśmienite kakao, które piłam w „Chatce Puchatka” w Bieszczadach, tylko dlatego, że było to nasze zakwaterowanie. Wówczas po raz pierwszy w życiu nocowałam w prawdziwym schronisku w prawdziwych górach i byłam niezwykle przejęta tym faktem 😊 Wewnątrz serio panował super klimat, ta miejscówka od razu skradła moje serce 😊 Właściwie wszystko byłoby idealne, gdyby nie śmierdzące skarpetki naszych współlokatorów w pokoju 😃 Z głośnym chrapaniem wygrało jednak zmęczenie i momentalnie zasnęłam 😊
Kiedy schodziliśmy z Turbacza, co chwilę wkurzałam się na potworną, śnieżną zawieruchę. Gdy chociaż na moment się uspokoiła, ulepiliśmy małego, sympatycznego bałwanka 😊 Po czym uskuteczniliśmy małe bieganko przez te wszystkie, wielkie zaspy, bo mega spieszyliśmy się na pociąg, a ja nie chciałam znów wymachiwać rękoma i biec, jak wtedy, gdy goniliśmy Flixbusa w Bergamo 😃
Na pociąg zdążyliśmy, chociaż miałam cichą nadzieję na to, że nam zwieje, bo oczywiście chciałam zostać dłużej, marzył mi się Lubań. Wiedziałam jednak, że kiedyś wrócę w te fantastyczne góry i zdobędę jeszcze niejeden, gorczański szczyt 😊
Komentarze
Prześlij komentarz