Magiczna Lysá hora. Złapałam swój pierwszy w życiu górski wschód słońca!

Ostatnio dotarło do mnie, że właściwie to nie powiedziałam tutaj o najważniejszym. O tym, jak zaczęła się ta cała moja zajawka z łapaniem górskich wschodów słońca. Mniej więcej rok temu, oczywiście na spontana, wylądowałam po 5 rano na czeskiej Łysej Górze. To była totalna magia, na widok której odjęło mi mowę i do dzisiaj nie potrafię tego cuda opisać słowami. Nigdy nie sądziłam, że słońce potrafi odegrać tak genialny spektakl. Stałam na tym szczycie, gapiłam się przed siebie, jak wryta i wtedy zrozumiałam, dlaczego Ci wszyscy ludzie przez całą noc koczowali tam pod gwiazdami, zamarzając w śpiworach. My totalnie przyziemnie, ruszyliśmy na szlak w środku nocy, chociaż i tak po nieprzespanej, bo dzień wcześniej, gdy szliśmy gdzieś w górach do fajnej miejscówki na oglądanie gwiazd, przypadkiem wylądowaliśmy na czeskim weselu haha 😁 Właściwie prosto z imprezy ruszyliśmy na początek szlaku. Z moją szaloną kondycją ledwo wczołgałam się na ten szczyt, a że to był spontan, właziliśmy z dosłownie jednym, małym termosem z kawą. Na szczęście przy końcowym odcinku szlaku wpadło mi w oko małe źródełko z kubkami i wtedy nawet korona przestała mieć dla mnie znaczenie, mimo, że jakieś resztki koronafikacji mi wtedy jeszcze zostały haha Ten kubek wody życie mi jednak uratował haha 😁 Cudem trafiliśmy na szczyt punktualnie i jak już mówiłam wcześniej, momentalnie oniemiałam z wrażenia 😁 Ani słowa, ani fotki nie oddadzą tej magii z czeskiej Łysej Góry, tam trzeba po prostu wejść! 😁



Czeski wschód słońca na serio mega namieszał mi w głowie haha Postanowiłam, że od tej pory, o każdej porze roku, złapię przynajmniej jeden wschód słońca w górkach. Wciąż realizuję te marzenia 😊 Lysá hora była latem. Potem jesienią zamuliłam, ale wówczas spakowana, wyjechałam bla bla carem na drugi koniec PL, w pogoni za nowym życiem i przechodziłam przez tamte wszystkie dramaty z opolską meliną, próbą włamania byłego lokatora narkomana, życiem bez pralki i lodówki w PRLowskiej kawalerce itd. :D Zimą w minus 15 stopniach uderzyliśmy na Malinowską Skałę i złapaliśmy piękną, słoneczną magię 😁

Wiosną były 3 próby atakowania Równicy, ale za każdym razem słońce nas olewało i było po prostu szaro - buro 😁 Z kolei tegoroczne lato wynagrodziło wiosenny sajgon. Normalnie wypas na maksa, bo zdobyłam Biskupią Kopę, gdzie nocowałam pod gwiazdami w śpiworze na ławce przy ognisku (kiedy chociaż przez chwilę mogłam poczuć się, jak tamte górskie Świry, czekające na wschód słońca na Łysej Górze w Czechach 😁) 


i dwukrotnie wylądowałam na opolskiej Górce Śmierci. Ta druga to niby niepozorne wzgórze, ale picie "zero" przed 6 rano z bajkowym widokiem - zawsze spoko😁 

Cóż, słoneczne marzenia warto mieć 😊

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.