O tym, jak pierwszy raz w życiu poleciałam solo za granicę, a potem niczym totalny Nieogar zwiedzałam belgijskie i duńskie lądy 😃 CZ.1

 


MAJ, 2019

W totalnym pośpiechu wybiegłam z domu, na ostatnią chwilę, jak zawsze. W dodatku z jednym wymalowanym okiem haha Oczywiście, standardowo kończyłam make-up w autobusie. Cóż, prawie całe życie spędziłam na położonej za lasem wiosce, takiej niby dzielni Gdańska, o której niewiele nawet i lokalsów słyszało. Dzięki konieczności uskuteczniania dalekich podróży do szkoły, pracy, na studia i temu, że nigdy nie lubię marnować czasu, nauczyłam się robić makijaż w komunikacji miejskiej, w wieku 16 lat wow W dodatku nigdy nie wydłubałam sobie oka OMG Tyle, że dobra, jeny, nie o tym teraz haha Tak, więc, wysiadłam z autobusu i poleciałam, jak głupia na dworzec w Gdańsku Głównym. Z powodu remontu, prawie zgubiłam się w tunelowych labiryntach i cudem trafiłam na właściwy peron, gdzie zobaczyłam zamykające się już drzwi pociągu, po czym usłyszałam dźwięk gwizdka konduktora. Podbiegłam, przed oczami mignęła mi tabliczka z napisem „Warszawa Zachodnia”, otworzyłam więc na szybko ciężkie drzwi i z potem lejącym się z czoła, ale dumna z siebie i szczęśliwa, wtoczyłam się na nie legalu na korytarz. Nagle, jeden ze stojących pasażerów zapytał mnie o to, do jakiego miasta jadę. Odpowiedziałam, że do Wawy, a ten Pan, uświadomił mnie wówczas, że stacja końcowa tego pociągu to „Gdynia Główna”. Tak, nie dość, że pomyliłam pociągi, to w dodatku kierunki mi się pomieszały haha Cała zakręcona, jak słoik gwoździ ja omg Załamana, wysiadłam we Wrzeszczu i zadzwoniłam do ówczesnego chłopaka. On próbował mi na szybko pomóc, znaleźć jakieś kolejne połaczenie do Wawy, a ja płakałam, krzyczałam, przeklinałam do tego telefonu, jak Wariatka, no ale przecież wtedy ważyły się losy mojej pierwszej solo podróży za granicę. Ex obczaił Flixbusa, Bla bla car, inne możliwe pociągi no i wyszło na to, że jedyną możliwą opcją dostania się przeze mnie do Wawy był zakup biletu na Pendolino. Tyle, że ja, w przypływie czarnej rozpaczy, powiedziałam mu, że jeszcze nie zwariowałam, żeby wydawać taki hajs. Autostopem nie chciałam ryzykować. Chodziłam w tą i z powrotem pod dworcem, jednocześnie kontynuując moje telefoniczne lamenty z toną bluzg i nagle, kątem, wymalowanego już oka, zobaczyłam, tego Pana, którego poznałam na korytarzu w pociągu. Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni, a On podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic powiedział dosłownie: „Ja Ciebie zabiorę do Warszawy.”. Pamiętam to, jak dziś. W pierwszej chwili pomyślałam, że może w porannym pośpiechu, przez pomyłkę przedawkowałam moje psychotropy, ale kiedy po chwili wsiedliśmy do Ubera, ocknęłam się z szoku i zrozumiałam, że naprawdę jechaliśmy wtedy do jednego z gdańskich salonów samochodowych. Pan Warszawiak, a raczej mój Anioł, który spadł z nieba kupił tam nowe  auto i przyjechał pociągiem po odbiór. Droga do Wawy minęła nam w przemiłej atmosferze, podczas fajnych konwersacji i śmieszkowania. Oczywiście głownie to ja mówiłam haha i opowiadałam o swoich crazy podróżniczych historiach. Na jakiejś tam stacji benzynowej Pan Kierowca kupił dla nas po kawie i hot – dogu, a ja w podziękowaniu za ratunek mnie i mojego pierwszego w życiu solo tripa za granicę, wręczyłam mu ptasie mleczko. Mój Wybawiciel wysadził mnie na stacji metra Marymont, skąd dojechałam już bez problemu, cudem nie myląc kierunków, do centrum Wawy.












Gdy stojąc przy taśmie na bagaże w Kontroli Bezpieczeństwa na Chopinie, dosłownie trzęsłam się z przerażenia. Wówczas chyba dopiero zaczęło do mnie docierać, jak bardzo mi odbiło i na co ja się porwałam z moim szalonym, żałosnym, niekomunikatywnym ang. i kabanosami z PL. Po tym, jednak kiedy zajęłam już swoje miejsce w samolocie i zaczęliśmy startować, puściłam na słuchawkach kawałek Sia-„I’m still here” (zapamiętałam dokładnie, przecież to był tak ważny dla mnie moment…) uśmiechnęłam się sama do siebie, a w głowie miałam już tylko myśl, że właśnie zaczęła się moja fantastyczna przygoda.












Na szczęście wylądowałam w Belgii, a nie przez pomyłkę, gdzieś tam na drugim końcu świata. Kiedy dojechałam busem do centrum Brukseli, uderzyłam od razu na zwiedzanko. Łaziłam wszędzie z GPSem z telefonu i nawet ani razu się nie zgubiłam. Na początek wpadłam na Stare Miasto posłuchałam sobie fajnej muzy ulicznego Artysty, trafiłam na Wielki Plac, do Muzeum Kakao i Czekolady. Później dotarłam również pod Basilique du Sacré-Cœur / Basiliek van Koekelberg , Pałac Królewski, do Cinquantenaire, Elisabeth Park, Ogrodów Mont des Arts. Jeśli chodzi o Brukselę, atrakcyjność miasta nie powaliła mnie z nóg, ale myślę, że każdy powinien wpaść tam chociaż raz w życiu. Plus to jest też moja subiektywna opinia. Noc spędziłam w przytulnym pokoju żeńskim w hostelu na wypasie, zarezerwowanym przez Booking za całe 130zł. Śniadanie zaserwowano w postaci tzw. szwedzkiego stołu, wiec bez problemu zrobiłam sobie kanapki na kolejne dwa dni tripa, żeby nie wydawać bezsensownie miliona euro w sklepie. Cóż, zapłaciłam taki gruby hajs, no to chyba miałam prawo zabrać ze sobą tych dosłownie kilka kromek chleba, plasterków sera żółtego i szynki na wynos :D Kiedy już ogarnęłam to całe jedzenie, spakowałam plecak i pojechałam pociągiem z Brukseli do Brugii. To małe, klimatyczne miasteczko zauroczyło mnie na maksa. Spacerując wąskimi uliczkami, zapomniałam nawet o ciężkim plecaku. Było pięknie.






Wieczorem wyladowałam na lotnisku w Charleroi, gdzie zamelinowałam do rana. Jeśli chodzi o te moje dziwne noclegi i brak couchsurfingu, to nie kwestia mojej głupoty, ale bardziej chęć pozostania fair wobec ówczesnego chłopaka. Udało mi się znaleźć nocleg jedynie u hosta płci męskiej, wiec nie chciałam robić problemów, jakoś też wtedy było mi dziwnie spać sam na sam pod jednym dachem z nieznajomym facetem, będąc w związku. Teraz już nie pomyślałabym w ten sposób. Myślę, że wtedy problemem były jeszcze pozostałości jakiegoś tam mojego wycofania w świecie, zbyt małej otwartości, niewielkiego doświadczenia z Couchsurfingiem i tamtejszą społecznością, niedoinformowania itd. Szczęśliwie zeszłam już na ziemię i wiem, że ta apka to miliony wspaniałych, otwartych, pomocnych, towarzyskich ludzi, podróżników i ważne jest, by zachować po prostu właściwą ostrożność tj. prowadzenie rozmów jedynie z osobami posiadającymi na profilu zdjęcia z tripów, osobny pokój, dokładne przeczytanie opisu i opinii o danym użytkowniku, po prostu wykonanie dobrego researchu i sprawdzenie, czy konkretny host jest godny zaufania. W każdym razie, próbując zasnąc na podłodze na lotnisku, cudem nie zamarzłam i całkiem wypoczęta rano wsiadłam do samolotu lecącego w kierunku Kopenhagi. Cóż, przecież wtedy żyłam tripowym szczęściem i najważniejsza była dla mnie moja fantastyczna solo przygoda w świecie. C.D.N.

Komentarze

  1. pieknie dziewczyno, podoba mi sie. Ja tak podrozuje spontanicznie caly czas i tanio śpiac w przypadkowych miejscach a plan ukladam na biezaco, na najblizsze 5 minut wowczas jest miejsce na przygody. Kontynuluj tego typu wycieczki, to jest cos pieknego jak lubisz taki sposob. Po takich wycieczkach powstaja historie, ze jest co opowiadac podobnie jak powyzej napoisalas. Pisz tak dalej, rob tak dalej. Zycze dalszych ciekawych przygod :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.