O tym, jak pierwszy raz w życiu poleciałam solo za granicę, a potem niczym totalny Nieogar zwiedzałam belgijskie i duńskie lądy 😃 CZ.2.

 

MAJ, 2019

Port lotniczy w Kopenhadze to ogromna miejscówka, dosłownie znajdują się tam wyświetlacze wskazujące czas dotarcia do konkretnego punktu lotniska. Ku mojemu zdziwieniu, przy automatach z biletami do komunikacji miejskiej, zobaczyłam kilku pracowników w pomarańczowych kamizelkach, pomagających pasażerom w zakupie biletu. Tak, język duński to chyba prawie jak chiński, chociaż dla mnie to bez znaczenia, przecież ja nawet z angielskim nie mogę dojść do ładu, co gdy dotarłam do mojego noclegu w Kopenhadze, wybitnie pokazała moja hostelowa kompromitacja haha Recepcjonista, wręczając mi kartę magnetyczną do drzwi, próbował wytłumaczyć drogę do mojego pokoju, który znajdował się w innym budynku. Oczywiście, totalnie go nie rozumiejąc, odpowiadałam w kółko tylko „Ok, ok ok”. Wiem, żenua haha Tyle, że później była już tylko większa żenua haha Nie mogłam znaleźć pokoju i po 15 minutach poszukiwań, wróciłam do hostelu i zapytałam o pomoc. Chłopak z recepcji, zaprowadziwszy mnie pod same drzwi mojego pokoju, musiał mieć ze mnie grubą bekę haha Okazało się, że na chodniku znajdowały się narysowane kredą strzałki, których nie zauważyłam hahaha Jeśli chodzi o zwiedzanko Kopenhagi, to dotarłam pod Christiansborg, Rosenborg, Małą Syrenkę, do kanału Nyhavn. Weszłam sobie też na Okrągłą Wieżę, skąd cyknęłam mnóstwo fotek oczami spektakularnej panoramie miasta. Szczególnie ciekawą miejscówką jest Christiania (nie opisuję szczegółów, fotki oddają najlepiej jej „opis”), czyli alternatywna dzielnica Punk’ów, Hipisów, awangardowych Artystów i Muzyków. Uderzyłam też na oddaloną od Christianii o 5km, cudną plażę Amager, gdzie zrobiłam sobie chillowanko z szumem fal w tle i przepysznym duńskim jogurtem, kupionym w możliwie najtańszym supermarkecie. Cóż, kanapki z brukselskiego hostelu skończyły mi się szybciej niż przewidywałam, po kabanosach już nie było śladu, więc musiałam się jakoś ratować, by przetrwać, a z freeganizmem nie byłam wtedy zaprzyjaźniona. Właściwie to wciąż nie mam doświadczenia w freeganizm’owych tematach, ale w najbliższej podróży na pewno tego spróbuję 😀 Przecież wielu ludzi funkcjonuje w tym sposobie odżywiania się, pozostając w zdrowiu i szczęściu haha :D Plus zaoszczędzę więcej kaski na kolejne tripy 😀 Kopenhagę, tak samo jak i Brukselę, zwiedziłam na piechotę z GPSem, robiąc średnio po 25-30km dziennie w moich niezawodnych, szalonych trampkach :D W tym przypadku nie chodzi jedynie o oszczędność hajsiku, ale zwiedzając dane miasta, preferuję taki sposób poruszania się z powodu poczucia większej wolności, swobody, braku konieczności duszenia się w zatłoczonych autobusach i tramwajach. Ponadto wędrując można często dostrzec niezaplanowane do odwiedzenia, dodatkowe, fajne miejscówki, a w przypadku drugiej formy tripowania łatwo je przeoczyć. W Kopenhadze spędziłam dwa fantastyczne dni. Wychodząc z hostelu na dworzec metra, by dotrzeć na lotnisko, zahaczyłam jeszcze o recepcję, by dopytać czy w automatach biletowych można płacić gotówką. Młoda dziewczyna starała się pomóc i odpowiedzieć mi, jak najlepiej potrafiła. No tak, tylko, że ten mój crazy, żenua english zrobił znowu grubą bekę hahaha Tym razem, przeszłam już samą siebie z żałosnym angielskim hahaha Standardowo, podczas wypowiedzi recepcjonistki powtarzałam w kółko „Ok, ok, ok”, tyle, że wyszłam na totalną Idiotkę, kiedy okazało się, że ta dziewczyna zadała mi pytanie, na które ja odpowiedziałam „Ok.”. Zorientowałam się, kiedy cudem zrozumiałam, za którymś razem to zdanie haha Na szczęście w automacie mogłam kupić bilet za gotówkę. Zależało mi na tym, ponieważ na tripa zabrałam ze sobą jedynie cash, a nie posiadałam jeszcze Revoluta. Na tym kopenhaskim, ogromnym lotnisku jakimś cudownym cudem się nie pogubiłam. Co chwilę uważnie rozglądałam się za wyświetlaczami informującymi o trasie i czasie dotarcia do danego puntu. Już nawet, nauczona doświadczeniem haha, patrzyłam nawet pod nogi, by przypadkowo nie przegapić jakiegoś znaku i bezpiecznie, punktualnie dotrzeć na samolot do polskiego Krakowa haha :D












Moją pierwszą w życiu solo podróż za granicę do Belgii i Kopenhagi uważam za jedną z najlepszych decyzji, które w życiu podjęłam. Wyjazd dodał mi odwagi, pewności siebie, otwartości na świat. Dużo się działo. Musiałam odnaleźć się w różnych sytuacjach, chociażby wtedy, kiedy trafiłam na ogromny Dworzec Centralny w Brukseli, czy jak na skrajnego Low-costa przystało, spędziłam noc na lotnisku w Charleroi. Podczas tego wypadu kolejny raz przekonałam się o tym, że na Ziemi istnieje wiele dobrych, życzliwych ludzi. Do Gdańska naładowana toną pozytywnej energii. Zrozumiałam, że dzięki wyprawie solo stajemy się bardziej otwarci na świat, co daje możliwość nawiązania znajomości z fantastycznymi osobami. Oczywiście w moim przypadku jedynie Polakami haha :D Wyjazd bez kompana nie oznacza, iż podróżujemy sami i nie ma nic wspólnego z nudą. Wszędzie otaczają nas ludzie - w pociągu do Gdyni Głównej, autobusie, hostelu, na ulicach miasta, czy w najtańszym supermarkecie w Kopenhadzie.












Kiedyś w samolocie usiadł obok mnie pewien starszy pan. Zapytałam go wtedy, czy leci sam. Odpowiedział mi: "Nie, z dwustoma innymi pasażerami". To zdanie dało mi do myślenia i pamiętam je do dziś. Nie lubię mówić, że podróżuję sama, to słowo kojarzy mi się z samotnością. Tak więc, po powrocie z wypadu do Belgii i Danii, solo wybrałam się jeszcze do Irlandii, a przez część podróży, przez kilka dni, odkrywałam też piękno Islandii i ciekawe miejsca w Gruzji. O tych wojażach opowiem jednak innym razem 😀







Kiedy lecę samolotem bądź jadę pociągiem w solo tripa, często patrzę przez okno i uśmiecham się sama do siebie 😀 Po prostu cieszę się, gdy jestem w drodze, bo dzięki podróżom mogę odkrywać świat, poznawać wartościowych ludzi, kolekcjonować nowe doświadczenia, poszerzać horyzonty, przełamywać stereotypy, ładować baterie i czerpać radość z każdej chwili 😀

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.