Sylwester z "Pszczółką Mają" i pijanym Milowiczem na scenie w Pieninach
![]() |
SYLWESTER 2015/2016
Kiedy poleciałam do Włoch, spełniło się moje marzenie o tym, by zobaczyć prawdziwą palmę na własne oczy. Przyszedł czas na realizację kolejnego, wydawać by się mogło prozaicznego - wypad w góry zimą. Chciałam ujrzeć na żywo te zaśnieżone szczyty, nocować w drewnianym domku i pić wino przy kominku.
Kiedy poleciałam do Włoch, spełniło się moje marzenie o tym, by zobaczyć prawdziwą palmę na własne oczy. Przyszedł czas na realizację kolejnego, wydawać by się mogło prozaicznego - wypad w góry zimą. Chciałam ujrzeć na żywo te zaśnieżone szczyty, nocować w drewnianym domku i pić wino przy kominku.
Biorąc pod uwagę tamten czas, ostatni raz w góry zimą pojechałam, będąc małą dziewczynką i niewiele zapamiętałam, jedynie tyle, że byłam tamtym miejscem oszołomiona. To był Szczyrk.
Zbliżał się Sylwester, a ja cała w kropkach, zostałam uwięziona w domu na dwa tygodnie, bo dopadła mnie ospa. Do końca roku został zaledwie miesiąc i powiedziałam sobie wtedy, że musi się udać, że zrobię wszystko, by mój plan wypalił i że będę dobrze się bawić na góralskiej imprezie.
Cóż, jeśli chodzi o planowanie to mam wiecznie jakiegoś beznadziejnego pecha, który zazwyczaj wszystko komplikuje i rujnuje. Stawiam na spontany. To właściwie też był wypad organizowany na ostatnią chwilę z cudem znalezionym i wyproszonym noclegiem w urokliwym miasteczku, położonym w sercu Pienin - w Szczawnicy. Zabrałam starą, za dużą kurtkę zimową, sześcioletnie buty trekkingowe, które właściwie tylko z nazwy takimi były, starą bluzę, zwykłe, bawełniane legginsy, co prawda dwie pary, żeby nie zamarznąć całkowicie. Byłam wtedy na tyle podekscytowana wyjazdem, że niekoniecznie zwracałam uwagę na to, jak będę wyglądać tej sylwestrowej nocy. Cóż, jakoś tak wyszło, że w wieku 21 lat byłam dosłownie 3 razy w górach i to były polskie góry, plus w Szczyrku, jako mała dziewczynka, ale tego wypadu nie liczę, bo wtedy nawet nie wędrowałam po szlakach. Nocny pociąg dojechał do Szczawnicy o dziwo zgodnie z planem, na miejscu czekał przytulny pokój, co prawda bez kominka, ale w drewnianym domku.
Wędrując pienińskimi szlakami, kiedy w lesie widziałam jedynie szron, smutniałam coraz bardziej. Stwierdziłam jednak, że to taki jakby śnieg. Potem na Sokolicy ujrzałam tą słynną sosnę z Google'a i ciesząc się magicznymi widokami górskich pasm, oplecionych promieniami słońca zrozumiałam, że moje kolejne marzenie właśnie się spełniło. Fotki cykane były moją niezawodną klawiszową Nokią, stąd ta rewelacyjna jakość.
ŚMIESZKOWA SESYJKA NA SOKOLICY: |
![]() |
![]() |
Wjeżdżając prowizorycznym wyciągiem krzesełkowym krzyczałam i przeklinałam, bojąc się o własne życie


![]() |
TE ŚLIMAKI W TEJ SZCZAWNICY JAKIEŚ TAKIE INNE. W PRZECIWIEŃSTWIE DO MNIE ZAŁOŻYŁ SYLWESTROWĄ KREACJĘ HAHAHA ![]() |
Nie było góralskiej imprezy, ale pijany Michał Milowicz, śpiewający na scenie "Pszczółkę maję". Nowy 2016 rok przywitałam bawiąc się rewelacyjnie w Szczawnicy. Wiedziałam, że ten rok będzie fantastyczny i przyniesie wiele niespodzianek. Nie pomyliłam się. 3 miesiące później wylądowałam w Górach Stołowych. Byłam w szoku. Tak szybko? To się dzieje naprawdę? Przecież wcześniej moje wycieczki na południe Polski dzieliło zawsze kilka lat. Potem stało się już coś kompletnie niewiarygodnego - w pierwszy Dzień Świąt Bożego Narodzenia spacerowałam na maltańskim Azure Window, a w drugi - kąpałam się w Blue Lagoon przy niewielkiej wyspie Comino. I przez cały czas wydawało mi się, że to sen. Ocknęłam się dopiero w Bergamo, tuż przed Sylwestrem 2016/2017. Wow, to znów włoskie palmy. Zrozumiałam, że to wszystko dzieje się naprawdę

Komentarze
Prześlij komentarz