Podróże między biegunami, czyli moje crazy, bipolar life. Cz.1.

W dwubiegunowe „podróże” uderzam już od niespełna 10 lat, jeszcze zanim zaczęła się moja tripowa zajawka, a potem wielka pasja 😀 Jakiś czas temu wrzuciłam tutaj szczery post z kawałkiem tego bipolar life. Na blogu, od początku postawiłam na autentyczność, nikogo nie udaję, jestem sobą. Dodaję niezwykle profesjonalne foty, cykane moim niezawodnym Huawei P9 lite haha Świadomie olałam te spektakularne, instagramable z toną filtrów, mające niewiele wspólnego z realnym światem. Zawsze wyrażam tu otwarcie swoje zdanie. Pisząc o wszystkich, zwariowanych, podróżniczych historiach, używam własnego polskiego, śmieszkowego sloganu haha W postach pomijam suche fakty, info, nt. tego, co, ile kosztuje itd., które łatwo można wygooglować. Tym razem również będzie szczerze i prawdziwie.

Zainspirowana wiadomością prywatną z pytaniem wprost o moją chorobę afektywną dwubiegunową i sposoby ogarniania podróży w tym całym chaosie, pomyślałam, że napiszę coś więcej. Przede wszystkim, tak - da się :) Każdy ma jakieś bariery, limity w życiu, większe czy mniejsze, ale to, co zrobimy z tym czasem, w którym żadna choroba, niepełnosprawność czy inna hard przeszkoda nas nie ogranicza (oczywiście poza banalnymi wymówkami, czyli brak znajomości ang., towarzystwa, kasy, czy czasu z powodu pracy itd ;) ), czy te godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata zamienimy na zrealizowane marzenia i super wspomnienia - zależy już od nas samych :) Podczas mojego bipolar life zrobiłam tripy do zaledwie ponad 30 krajów 😀, a jak pisałam wcześniej, moja podróżnicza pasja zaczęła się już kilka lat po diagnozie tego nieuleczalnego gówna. „Podróżując” pomiędzy biegunami, korzystam z każdej dobrej, dosłownie minuty na maksa 😀. Tego się trzymam i kiedy przychodzi funkcjonalna normalność czy „zdrowa” hipomania (uprzedzając – nie mam skrajnych faz z odwalaniem głupot i utratą kontroli, to da się okiełznać lekami), chcę cieszyć się każdą chwilą tak, jakby jutra miało nie być 😀

I tu nie chodzi tylko o zabawę. Identycznie zachowywałam się na studiach czy w pracy, kiedy oczywiście jeszcze mogłam studiować i normalnie pracować. Magisterkę pisałam w „zdrowej” hipomanii, ze śmieszkowaniem na blogu jest podobnie, bo wiadomo, że wówczas można korzystać z twórczej weny do woli, jak to robili m. in. Ernest Hemingway, Jimi Hendrix, Frank Sinatra, Olga Boznańska, Axl Rose, Jean-Claude Van Damme, Vivien Leigh, Virginia Woolf, Robert Pattinson, Rowan Atkinson, Britney Spears, Jim Carrey, Catherine Zeta-Jones, Amy Winehouse, Ben Stiller, Mel Gibson, Russel Brand, Kurt Cobain, Carrie Fisher. Cóż, zanim nazwiesz mnie Świrem, zastanów się, ilu takich Świrów tak naprawdę rozwija swoje pasje i realizuje marzenia wśród nas 😀

Lądując na tym dobrym biegunie, nagle budzę się do życia, ogarniam siebie z ruiny. Po tygodniu czy dwóch biorę prysznic, mogę wyszorować pięty (fota haha), zrobić make-up, włosy na piankę i jedwab haha W „zdrowej” hipomanii nie ma czasu na sen, walka z kg (które są efektem ubocznym „zwiedzanka” złego bieguna) okazuje się mega łatwa, bo przecież jedzenie wtedy też przestaje mieć znaczenie. Kreatywność, twórczość, tona pozytywnej energii, dieta „cud” odchudzająca w bonusie. Czyli jednak ta dwubiegunowka nie taka zła 😀? Niestety, to szczęście ma potem swoje konsekwencje, płaci się słono. Nagle haj lajf zmienia się w dosłownie vege life w depresji, kiedy chce Ci się krzyczeć z bólu psychicznego, porównywanego czasem do tego nowotworowego, na który pomaga już tylko morfina. Tylko, że w dwubiegunówce nie zadziała, ani paracetamol, ani ibuprofen, ani morfina, po prostu musisz przetrwać ten syf. Na złym biegunie ryczysz z powodu każdej pierdoły, nie bierzesz prysznica przez żałośnie długi czas, czy nie wychodzisz z domu, bo wpadając w depresyjny paraliż, po prostu nie możesz. Ten koszmar zrozumie w pełni jedynie osoba, która przebrnęła przez to gówno lub wciąż się w nim tapla, tkwiąc zamknieta w 4 ścianach, czekając na dwubiegunowy cud i oddech, chociaż na chwilę, by spełnić kolejne marzenie, by znów uśmiechać się tak często, jak wcześniej. Potem, kiedy tona jedzenia na pocieszenie i fajki, mimo, że poleciała dycha kg w górę, przestają pomagać, w ruch wchodzą nożyczki i żyletki, bo przecież w tej rozpaczy trzeba sobie jakoś pomóc. Do etapu narkotyków nie dotarłam i żyję nadzieją, że nigdy mi na tyle nie odbije 😀

W dwubiegunowych „podróżach” nie ma miejsca na planowanie, nigdy nie wiesz, co wydarzy się jutro. To trochę, jak z autostopem – jeden, wielki spontan 😀 Taki neverending hitchhiking CHAD trip 😀  Polubilam te tripowe spontany (no, oprócz międzybiegunowych 😉 ), zawsze przytrafia mi się wtedy cos fajnego 😀 Poza tym, cuda w CHAD dzieją się naprawdę i często również w moim życiu 💗 😀 Ważna jest spostrzegawczość i nie skupianie się na niekończących się lamentach. Moimi dwubiegunowymi cudami nazywam, takie tam, być może dla niektórych prozaiczne wszystkie z*jebiste i mniej z*ajebiste podróże, wszystkie spotkania z fajnymi ludźmi, którzy stanęli na mojej drodze, każdy uśmiech, każde spełnione marzenie, ukończone studia licencjackie i mgr. Ponadto to także m. in. zrealizowana crazy, odważna solo przeprowadzka na spontana do Kato na drugi koniec PL bla bla carem. Nie miałam tam niczego i nie znałam nikogo, wyjechałam w poszukiwaniu nowego życia 😀 Mogę śmiało powiedzieć, że była to jedna z moich dotychczasowych, najlepszych decyzji. Moje dwubiegunowe cuda to też ostatnia przeprowadzka, tyle że do Krk za naszym lucky, crazy, normal, bipolar life, czy każdy poniedziałek, środa czy sobota, kiedy po prostu mogę wyjść z domu…💗😀

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.