Podróże między biegunami, czyli moje crazy, bipolar life. Cz.2.
Tak, więc podróżując między dobrym i złym biegunem, żyję sobie od życia do życia, które wpada raz na jakis czas. Czasem na dłużej, czasem na krócej, jako 4letnia remisja, innym razem jako półroczna hipomania, albo mięsieczne chwile na oddech, czy po prostu dobre, funkcjonalne dni...Nigdy nie wiem, kiedy moje transmitery w głowie coś tam błędnie przekażą i pojawi się error… Dużo zależy od leków. Ja połykam tabsy dzielnie, 3 razy dziennie od prawie 8 lat i w podróży nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć (tu odp. dotycząca tamtej prywatnej wiadomości na fejsie, a w ciągu tych wszystkich lat moich między biegunowych podróży, dawkę pominęłam może max. 10 razy). Przypomnienia w tel. - zawsze spoko, polecam :) Swoją poremisyjną historią z tabsami zanudzać nie będę (może stałam się już lekooporna?), ale dodam, że dużo też zależy od lekarza....Taki pewien, wybitny ordynator dał mi kiedyś życie na ponad 4 lata, czyli remisję, podczas której normalnie pracowałam, zdałam maturę, poszłam na studia, odnalazłam swoją podróżniczą pasję. Nie musiałam z powodu depresji tracić tysiąca tripów, odwoływać co chwilę spotkań ze znajomymi. Prawie nikt nie wiedział o chorobie, nie istniała potrzeba, by kogolwiek informować, a ja byłam jeszcze na etapie wstydu z powodu mojej dwubiegunówki. Podczas tego cudownego, ponad 4letniego ozdrowienia (pozostając stale na lekach) mogłam też codziennie wychodzić z domu, nie zauważając jaką jestem Szczęściarą… Potem przez durny błąd, ten sam pan doktor odebrał mi normalne życie. Od tamtej pory, czyli już prawie kolejnych 4 lat, na tripy uderzam zdecydowanie rzadziej niż w remisji, bo w zależności od tego, na jak długo wyląduje na smutnym biegunie łez. Po prostu, kiedy tylko mogę, pakuję plecak i jadę, ciesząc się każdą chwilą na maksa 😀
Czy podróże
są dla mnie lekiem? To nie do końca działa w ten sposób, to nie takie łatwe...
Żeby wyjaśnić prościej, skopiuję część tekstu z poprzedniego posta:
"Tysiace spełnionych marzeń i zrealizowanych celów, poznanych
niesamowitych ludzi, zwariowanych tripów. Tysiace niezrealizowanych planow,
odwolanych spotkan, odlozonych w czasie podróży. I to wcale nie chodzi o
nieslownosc, o to, ze ktos kogos wystawil. Czasem nie można inaczej, pomimo, że
czasem nie można zrozumieć. Szklanka może byc do połowy pelna, albo od połowy
pusta. Ktoś zobaczy "9", a ktoś inny "6". To swiadoma
decyzja i wybór kazdej osoby. Tylko, że nic co zle nie trwa wiecznie. Nawet
jeśli to miałoby być jedno spelnione marzenie vs. tysiace niezrealizowanych
planów to jest warte dużo więcej i walczyc trzeba do końca. Ja wybralam tak, a
Ty co wybierasz? 🙂" Ten cytat jest prawie
dosłowny. Wcześniej pisałam, że ze złego bieguna, na serio, na maksa trudno
gdziekolwiek wyruszyć. Lądując w tym sajgonie, jedyne co można zrobić, to
starać się przetrwać. Czasem to walka już nawet nie o to, by żyć, ale o to, by
się nie zabić. Z powodu moich wszystkich vege lifes w depresji, straciłam zaplanowane
tripy, mnóstwo kasy za niewykorzystane loty, umówione spotkania ze znajomymi,
fajny czas z fajnymi ludźmi. Jednocześnie uderzyłam w wiele tripów, spełniłam i
wciąż spełniam marzenia. Dzięki tym wszystkim zrealizowanym podróżom poznałam
nowe, fantastyczne osoby, otworzyłam się na świat, odwiedziłam genialne
miejsca, zrozumiałam różnicę pomiędzy „turystą”, a „podróżnikiem”. Ponadto zeszłam
na ziemię i dostrzegłam, zamiast fajnych miejscówek i fajnych foteczek, ważność
ludzi i po prostu fajnego czasu w tripach, stałam się odważniejsza, bardziej
pewna siebie, zaradniejsza, spędziłam w życiu z*jebisty czas i często się
uśmiechałam. Reasumując, podróże to dodatkowa, solidna dawka pozytywnej energii
i radości, a nawet recepta na szczęście, ale nie magiczna piguła na CHAD.
Dwubiegunówka, tak samo, jak oklepana i „modna” w ostatnich czasach depresja,
to choroby psychiczne, które leczy się odpowiednio dobranymi lekami, stosując
się do zaleceń lekarza psychiatry. Nie zapominajmy o tym...
A co ze stygmatyzacją? Osobiście, jeśli chodzi o moje jazdy ze zdrowiem, raczej spotykam się ze zrozumieniem. Nie zawsze jednak mówiłam o dwubiegunówce tak otwarcie, jak teraz, ale kurczę, nie chcę już wstydzić się mojej choroby. Ważne, by pamiętać, że kiedy ktoś twierdzi, że nie może wstać z łożka, to naprawdę nie może. Kiedy ktoś nie potrafi ukroić papryki do kanapki, nie ściemnia. To, gdy ktoś stoi niczym sparaliżowany w kuchni przed zlewem pełnym syfu do zmycia i po minucie po prostu wraca do pokoju, w którym o kartony po pizzy, wręcz się już przewraca, nie oznacza, że jest leniwy. Nigdy nie nazywaj kogoś "grubym", nie masz pojęcia z jakim bajzlem walczy w życiu...Tak mogłabym wymieniać bez końca. Akceptacja jest wazna, zycze jej każdemu. Szczerego wsparcia - również 😀
Nie ukrywam,
że CHAD to gówno, ale na pewno daje możliwość podróżowania, czerpania z życia całymi
garściami (w okiełznanej hipomanii lub remisji) i uczy doceniania małych rzeczy 😀 „W życiu piękne są tylko chwile” (Dżem), a „ważne są tylko te dni,
których jeszcze nie znamy, ważnych jest kilka tych chwil, tych na które
czekamy.” Niewiele osób ma pojęcie o tym, jak doskonale Marek Grechuta zdawał
sobie sprawę z sensu tych słów. Tak, on też był dwubiegunowy i dzielnie walczył
o każdy lepszy dzień. Tym, którzy mają normalność, normalne życie na co dzień,
mogą umknąć niektóre pierdoły, jak chociażby np. świecące słońce na niebie, do
którego, w drodze do pracy, potrafiłam się uśmiechnąć. Znów mogłam żyć 💗😀 I to właśnie dla wszystkich dni z radością na fulla, zwariowanego czasu,
spotkanych na drodze fantastycznych ludzi, dobrych wspomnień i spełnionych
marzeń warto krzyczeć, że nie mam siły, a przynajmniej, kiedy ląduję na tym
złym biegunie, powtarzam sobie, że warto.
Komentarze
Prześlij komentarz