O poszukiwaniu światła w hotelu i grzebienia do włosów w Budapeszcie


MAJ, 2016

Bywa, że czasem robię rzeczy całkowicie dla mnie niezrozumiałe i wręcz absurdalne. Ten wyjazd do stolicy Węgier był inny, taki jakiś bardziej luksusowy i aż nadto cywilizowany. Nocny pociąg relacji Warszawa Centralna - Budapeszt i miejsce wykupione w kuszetce. Wiem, oszalałam. Przecież niespełna rok wcześniej, jadąc do Pragi nocnym busem, przez kilkanaście godzin nie mogłam zasnąć, bo rozmyślałam o tym, gdzie mogłabym ulokować nogi, które lądowały na oknie, koleżance, fotelu, znajdującym się przede mną, który de facto był zajęty, więc chyba też i przypadkiem na ramieniu pasażera. Położyłam się na dosłownie królewskim łożu, wówczas rozwiązał się nawet dylemat z głową obijającą się o okno autobusu. Serio nie spodziewałam się, że będę miała okazję podróżować w warunkach o tak wysokim standardzie.


Mimo wszystko nie mogłam zasnąć. Drzwi przedziału były zamykane srebrnym łańcuszkiem, ale konduktor powiedział, żebyśmy pilnowali swoich rzeczy i uważali na Cyganów, którzy lubią zwiedzać wagony. Po kilku godzinach podróży musiałam wyjść do toalety i idąc ciemnym i obskurnym korytarzem, panicznie się bałam, czując się, jak bohaterka dobrego horroru. Wracając do przedziału, usłyszałam nagle „Excuse me” i byłam pewna, że to Cygan. Odwróciłam się z przerażeniem w oczach. To był tylko Azjata. Odetchnęłam z wielką ulgą. Wróciłam do przedziału, nie mogąc doczekać się zwiedzanka kolejnej europejskiej stolicy, z uśmiechem na twarzy w końcu zasnęłam.

BUDAPESZT - DWORZEC KOLEJOWY

Kiedy wysiedliśmy z pociągu, na dworcu od razu zauważyłam słynne węgierskie langosze, czyli placki drożdżowe z rozmaitymi dodatkami, które jak się później okazało, można było kupić dosłownie na każdym rogu ulicy. Udaliśmy się do hotelu, ale kiedy podekscytowana wbiegłam do pokoju i chciałam podłączyć telefon do ładowarki, w żadnym gniazdku nie było prądu, światła też nie mogłam zapalić. Pomyślałam, że to sen, że mi się tylko wydaje, że ten hotel jest prawdziwy. W końcu to byłoby bardziej prawdopodobne. Zeszłam na dół do recepcji i powiedziałam o sytuacji. Pani recepcjonistka uświadomiła mnie o istnieniu specjalnej szufladki. Wróciłam do pokoju i rzeczywiście po prawej stronie drzwi znalazłam to miejsce, do którego należało włożyć magnetyczną kartę wejściową. Nagle okazało się, że światło, prąd i hotel naprawdę istniały. W dodatku w łazience, w odróżnieniu od tamtej toalety na parkingu w Pradze, woda w kranie nie była limitowana. Miałam ten komfort, że zęby mogłam myć nawet przez pół godziny. Normalnie na wypasie

KUPIŁAM GRZEBIEŃ! 😊

Na pierwszy ogień miało pójść Wzgórze Gellerta wraz z Cytadelą. W hotelu zorientowałam się jednak, że oczywiście, jak zwykle zapomniałam czegoś zabrać z domu. To standard, chociażby w Pizie przez godzinę z koleżanką szukałyśmy dla mnie dezodorantu i pianki do włosów. Ależ ja jestem roztrzepana. Zwiedzanie zaczęliśmy więc od odwiedzin Rossmanna i kiedy szczęśliwie kupiłam ten nieszczęsny grzebień, mogliśmy ruszyć dalej.


BUDAPESZT - W drodze na Wzgórze Gellerta


WZGÓRZE GELLERTA I CYTADELA:









Potem w drodze do Zamku Królewskiego, przypadkiem trafiliśmy na jakiś masowy event, festyn z regionalnym jedzeniem. Langosze z kurczakiem z warzywami, w sosie słodko- kwaśnym to był czad. Smakowały nawet lepiej niż te dwudziestogodzinne polskie kanapki, którymi zajadałam się w Pradze. Cóż, nie byłam przyzwyczajona do takich luksusów.

FESTYN I PYSZNE WĘGIERSKIE LANGOSZE

Potem zjazd kolejką linową z zamku i spacer do spektakularnej Jaskini Pálvölgy. Tam wydarzyło się coś niebywałego, kiedy szliśmy korytarzem nagle usłyszałam muzykę. Myślałam, że już totalnie zwariowałam z emocji, ale dźwięki doprowadziły nas to komnaty, gdzie Enya śpiewała „May it be”, a ja dołączyłam do niej i dobrze się bawiłam. Może nawet lepiej niż później w słynnych termach Széchenyi Fürdő. Szczerze mówiąc, trochę wiało tam nudą. 

ŚMIESZKOWA SESYJKA NA WZGÓRZU ZAMKOWYM:



Kolejne królewskie łoże hahaha




NIESAMOWITA Jaskinia Pálvölgy:



Śpiewamy! Tylko, że mi z wrażenia odjęło mowę i zapomniałam słów 😄

Taka jestem dumna ze swojego występu hahaha

BUDAPESZT - ZABYTKOWY DWORZEC METRA

BUDAPESZT - Termy Széchenyi Fürdő



BUDAPESZT - REJS PO DUNAJU Z WYKWINTNĄ KOLACJĄ I OPERĄ MYDLANĄ W TLE:


BUDAPESZT - PARLAMENT

PRZEPYSZNE JEDZONKO! Nieważne, że już nie pamiętam, co tam było na tym talerzu. Zupa brokułowa z nożem i widelcem chyba nie pasują do siebie 🙈 😄


Wieczornego rejsu po Dunaju z wykwintną kolacją i Operą Mydlaną w tle nie zapomnę nigdy. Wtedy po raz pierwszy spróbowałam zupy brokułowej krem i była fenomenalna. Płynęliśmy, słuchałam muzyki, patrzyłam przez okno na te wszystkie światełka i miasto nocą. Wtedy zrozumiałam sens słów „Nigdy nie mów nigdy”. Pomimo, że ja sama po powrocie do Polski nie mogłam uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, to nie był fajny sen, ale kolejne, spełnione marzenie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.