(Nie) bałkańska podróż życia do Skalnego Miasta w Adršpach i najlepsze cheesburgery w Wałbrzychu


LIPIEC, 2016

Odliczałam dni, moim ulubionym, czerwonym markerem skreślałam daty w kalendarzu. Na pulpicie laptopa pojawił się magiczny dokument Word, który zapisałam, jako „Podróż życia” 😊 Jeszcze rok wcześniej, jednodniowy wypad Polskim Busem do Pragi nazywałam identycznie. W Livorno oniemiałam z zachwytu, kiedy po raz pierwszy na własne oczy ujrzałam prawdziwą palmę, a widok włoskich Alp z plaży w Viareggio zwalił mnie z nóg, po chwili stwierdziłam, że zwariowałam, bo przecież z nad Bałtyku, Tatr nie widać. Rzeczywiście, dużo się działo, a ja planowałam kolejną wyprawę życia, czyli trzytygodniową objazdówkę samochodem po Bałkanach. Czechy, Austria, Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra – taki był plan trasy. Codziennie niezwykle podekscytowana przekopywałam tonę internetu, robiłam tysiące screen’ów, zapisywałam linki i marzyłam o tych wszystkich słoweńskich, chorwackich, bośniackich i czarnogórskich palmach 😃 Postanowiłam, że to właśnie w Adriatyku, w chorwackim raju, w końcu nauczę się pływać. W Internecie wszyscy przestrzegali przed groźnymi jeżowcami, kupiłam więc specjalne buty do wody. W lipcu w urzędzie, z wielką dumą odebrałam swój pierwszy paszport.

Z załadowanym po sufit bagażnikiem wyruszyliśmy w drogę, oczywiście zabrałam ze sobą połowę domu, wszystkie najlepsze ciuchy. Cóż, chciałam jakoś wyglądać w tym europejskim, wielkim świecie 😃 Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że trzy lata później będę podróżowała na stopa po islandzkiej wyspie z 30 litrowym plecakiem w starym polarze i przemoczonej kurtce, niekoniecznie zastanawiając się nad swoją prezencją 😊 No dobra, rumuńskimi tobołkami, bo namiot, karimatę i śpiwór przywiązałam sznurkami, przy czym ten pierwszy raz nawet zgubiłam. Mniejsza z tym, tak wyglądały po prostu moje autostopowe, niezdarne początki 😃 Wracając do bałkańskiego trip’u, nie zdążyliśmy wyjechać z miasta i wjechać na autostradę, a już wpakowaliśmy się w gigantyczny korek. Miałam złe przeczucia, bo wcześniej, wychodząc z domu, na klatce schodowej przypomniałam sobie, że znowu czegoś nie zabrałam i musiałam się wrócić. Postanowiłam jednak odpalić laptopa i z ciekawości sprawdziłam prognozę pogody na najbliższe dni w tych wszystkich fantastycznych destynacjach, do których zmierzaliśmy. Kiedy zobaczyłam te wszystkie uśmiechnięte słoneczka, które wyświetliła Accuweather, olałam złe myśli, a przez kolejne godziny robiłam research research’ów, nie dowierzając, że ta bałkańska przygoda życia już się zaczęła 😊 Tego dnia pokonaliśmy kilkaset kilometrów i z nad morza dotarliśmy szczęśliwie do miejscowości Szczawno – Zdrój, na południe Polski.



Wcześnie rano wymeldowaliśmy się z pokoju, zakwaterowaliśmy się w drewnianym domku, w gospodarstwie agroturystycznym. ( To nie były jeszcze czasy noclegów na liściach w słowackim lesie pod gwiazdami bez namiotu w październiku, na chorwackiej plaży pod gołym niebem z fajerwerkami w tle w środku lata czy na dworcu metra w Amsterdamie w Sylwestra 😃) Ruszyliśmy w kierunku Skalnego Miasta Adršpach położonego w Czechach. Po raz pierwszy w życiu miałam okazję odwiedzić takie niesamowite miejsce. Szmaragdowe Jezioro na serio nie tylko na fotkach jest piękne, a trasy biegnące pomiędzy wielkimi głazami, skałami robiły piorunujące wrażenie. Wędrowaliśmy, płynęliśmy łódką, doskonale się bawiliśmy 😊 Nagle jednak mój kompan podróży, schodząc ze schodów, niezwykle niefortunnie skręcił kostkę. Wróciliśmy do auta i wylądowaliśmy w Wałbrzychu, który nie był zaplanowanym punktem wycieczki, ale właściwie pogotowie i lokalny McDonald’s też nie. Cóż, odebraliśmy zamówienie, usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz i pocieszaliśmy się najlepszymi w mieście cheesburgerami, a na niebie świeciło super słońce, które genialnie przewidziało Accuweather. Później jeszcze czekał nas tylko szybki wypad do apteki i sklepu medycznego, zakup wielkiego, usztywniającego buta, jak się później dowiedziałam, fachowo nazywanego - ortezą. Nocowaliśmy ponownie w Szczawnie – Zdroju.



















Kiedyś dzielnie walczyłam, by zdobyć prawko, ale jakoś zawsze umykały mojej uwadze te wszystkie światła, znaki, inne samochody, a nawet i ludzie. Wjeżdżałam pod prąd, hamowałam, kiedy nie należało tego robić, a nie hamowałam, gdy to było konieczne. Potem doszłam do wniosku, że nie chce nikogo zabić i cóż, teraz jeżdżę na stopa 😃 W związku z brakiem moich uprawnień do tego, by usiąść za kierownicą, mój kompan sam, z tym wielkim, usztywniającym, założonym na nogę butem, przetransportował nas na drugi koniec Polski. Wróciliśmy cali i zdrowi, w dodatku z fantastyczną pamiątką z Wałbrzycha – szklankami z McDonald’s, takim gratisem, dodawanym do powiększonego zestawu. Przecież my wtedy po wizycie na pogotowiu, potrzebowaliśmy solidnej dawki kalorycznego pocieszenia 😃

Cóż, smutny wypadek popsuł cały, wielki plan podboju bałkańskich lądów. Życie zaskakuje, ale często też pozytywnie. Wtedy nie miałam jeszcze pojęcia o tym, że za kilka miesięcy, Boże Narodzenie będziemy świętować na Malcie z uśmiechniętym słoneczkiem w tle 😊

Komentarze

  1. Świetne miejsce miejsce na spacer ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie to wygląda :) Dzięki za informacje !

    OdpowiedzUsuń
  3. może nie jest to przygoda życia, ale widoki są niesamowite, sama z chęcią zobaczyłabym to wszystko na żywo :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świat nie zając, szczególnie jeśli bardzo chce się go zwiedzić. A i tak mieliście piękne widoki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.