CRAZY PRZEPROWADZKOWEJ HISTORII C.D.

W pogoni za nowym życiem w dobie korony 🙂 wyruszyłam na podbój śląskich lądów 😃
 
Kiedy wylądowałam w moim apartamencie all inclusive, myślałam, że crazy przeprowadzkowa historia zakończyła się, przynajmniej na chwilę i że wreszcie dostałam chwilę ciszy i spokoju. Wtedy okazało się, że opolska melina była dopiero początkiem niefortunnych zdarzeń podczas mojej podróży w pogoni za nowym życiem, do miejscówki zlokalizowanej, jak najbliżej magicznych gór. Po dosłownie kilku dniach pobytu w tamtej chatce na wypasie, w środku nocy przytrafił mi się koszmar niczym z jakiegoś kryminalnego filmu. Tyle, że próba włamania przez narkomana, byłego lokatora wydarzyła się naprawdę. Drżałam ze strachu, kiedy ten człowiek walił w drzwi sąsiada i krzyczał, by tamten dał mu nóż, a potem zaczął dobijać się do moich drzwi. Kiedy usłyszałam, że wpisywał kod wstępu do mojego mieszkania, zamarłam i w tym szoku zapomniałam numeru telefonu na Policję, który trzymając telefon, trzęsącymi się dłońmi, cudem, ledwo wygooglowałam. Pamiętam, że było kilka minut po 1 w nocy, a ja zadzwoniłam i dosłownie wyszeptałam, że ktoś próbuje włamać się do mojego domu. Szczęśliwie Policja przyjechała szybko, ale tamten Świr zdążył zwiać. Wtedy tak o nim myślałam.

Dopiero następnego dnia sąsiad uświadomił mnie, że ten człowiek kilka dni wcześniej wyprowadził się z mojego mieszkania i był narkomanem. Po tamtym środkowo nocnym koszmarze, w patologicznej miejscówce zostałam jeszcze na jedną noc. Bałam się na maksa, zasnęłam o 4 nad ranem, a następnego dnia we własnym domu z przerażeniem w oczach, że ten narkoman może wrócić i ja nie usłyszę, gdy się włamie, nie wysuszyłam włosów suszarką. Nie wiedząc jeszcze, dokąd pójdę, podjęłam decyzję, że dłużej nie mogłam zostać w tym porąbanym mieszkaniu i nie mając pojęcia, dokąd pójdę, zaczęłam się pakować. Kiedy w pośpiechu wrzucałam wszystkie rzeczy do plecaka, przypomniałam sobie crazy tripa na spontana na stopa, kiedy rok temu, w październiku z drugim Krejzolem wyruszyliśmy bez namiotu na podbój Słowacji i że nocowałam wówczas pod gołym niebem na przystanku autobusowym, na liściach w lesie przy ognisku, w barze przy granicy, trzęsąc się z zimna i rano pocieszając się gorącym rosołem 😃 Stwierdziłam, że w Kato jest dużo mostów, nawet jeden poznałam, spacerując w Parku 3 Stawy, a ja przecież wynosząc się z Gdańska, zabrałam ze sobą śpiwór 😃 Potem dotarło do mnie jednak, że wtedy nie wiało aż 3stopniowym chłodem w nocy, a ja nie chciałam zamarznąć pod tym katowickim mostem 🙂 Siedziałam spakowana, załamana i zaryczana w pokoju, powoli tracąc siłę, bo przecież najpierw wylądowałam w tamtej opolskiej melinie, potem trafiłam do katowickiej patoli, ale mimo wszystko nie chciałam się poddawać i wracać do Gdańska 🙂 Wówczas w totalnej rozpaczy, dodałam post na fejsie z info o tym moim dramacie z próbą włamania przez byłego lokatora narkomana i policją w środku nocy w tle w patologicznej kamienicy. Byłam w szoku, gdy nagle całkiem obcy dla mnie, dobrzy ludzie zaczęli dosłownie lawinowo spadać z nieba, łącznie z chęcią pomocy prawniczej, dzięki czemu udało mi się wywalczyć cały należny mi hajsik, który wpakowałam w wynajem 🙂 Kiedy te wszystkie fantastyczne osoby, którym jestem mega wdzięczna, (m. in. niesamowita, również totalnie nieznajoma dziewczyna z grupy podróżniczej z facebooka, która zaproponowała mi pomoc i powiedziała, że mogłabym na jakiś czas zatrzymać się w domu jej Mamy) zaczęły się odzywać, zrozumiałam, że nie jestem sama na świecie 🙂 Wówczas jakoś taka duża siła dała mi kopa do tego, by walczyć dalej 🙂

Znowu wylądowałam na couchsurfingu u na maksa gościnnego i pomocnego hosta, który dał mi własny pokój i przygarnął też po tym, gdy jadąc w ciemno do Opola, by wprowadzić się do znalezionej kilka dni wcześniej kawalerki na OLX podczas spontan tournée po rajskich, tajskich, polskich Mazurach, trafiłam do meliny. Powiedział, że mogę zostać, dopóki nie znajdę nowego dachu nad głową. I znalazłam, tamto mieszkanie all inclusive w katowickiej, patologicznej kamienicy.
 
Następnego dnia zobaczyłam komentarz kolejnej dobrej Duszy pod moim postem z linkiem do kawalerki. Wyruszyłam więc do Czeladzi, by obejrzeć, jak się później okazało – taką troszkę melinkę o wyższym standardzie niż tamta z Opola z również podrasowanymi, instagramable fotkami na OLX. Wróciłam do domu hosta i zaczęłam wydzwaniać po wszelkich, możliwych katowickich, kawalerkowych miejscówkach. Umówiłam się na przeprowadzkę na spontana do chatki, znajdującej się blisko fantastycznego Parku Śląskiego, który dwa dni wcześniej oglądałam z lotu ptaka, jadąc kolejką krzesełkową, którą lokalsi nazywają - Elką, modląc się o życie haha 😃 Dokładniej, mój nowy dom miał być zlokalizowany nad Jeziorem Maroko 🙂 Brzmiało to tak jakoś egzotycznie, fajnie 🙂 Rozmawiając z właścicielką przez telefon, powiedziałam wprost, że nie mam się, gdzie podziać i zapytałam, czy mogę przyjechać do mieszkania od razu z rzeczami. Znowu pojechałam w ciemno z wielką nadzieją, że w końcu wyląduję w NIEmelinie i NIEpatoli, a raczej pojechaliśmy, bo mój nieoceniony host z couchsurfingu po raz drugi pomógł mi z przeprowadzką. Cóż, wciąż nie ogarnęłam prawka i auta, dlatego też, robiąc zakupy w Biedronce oddalonej od katowickiej patoli o 1 kilometr, wracając, co chwilę się zatrzymywałam, a do sklepu szłam dwukrotnie, bo nie dotargałabym tej tony zakupów za jednym razem 😃

Znowu zaryzykowałam z tym, że nie uderzyłam, jak wcześniej na drugi koniec Polski z Gdańska do Opola, ale z Katowic na drugi koniec Katowic. Wczoraj podpisałam umowę z mega miłą właścicielką. Cóż, może nie ma tu standardu all inclusive - okna z czasów PRLu, stara kuchenka gazowa, lodówka chyba starsza ode mnie, gratis w pakiecie stół stolarski, czy cokolwiek to jest (może komuś się przyda? chętnie oddam w prezencie 😃), ale przynajmniej nie muszę dzwonić do kolegi i pytać, jak zagotować mleko na płycie indukcyjnej, czy włączyć piekarnik z migającym zegarem. Nie stoi tu zakurzony ekspres do kawy, bo przecież do tej pory nie ogarnęłam jak to cudo obsłużyć, a poza tym, rzucając fajki, rzuciłam też kawę. Nigdy nie szłam z duchem technologii, poza tym nie jestem przyzwyczajona do all inclusive 🙂

Jest tu bezpiecznie, jakoś tak przytulnie, a przede wszystkim mam w końcu ciszę i spokój, które po tych wszystkich złych wydarzeniach są dla mnie serio ważne. Jedyne hałasy to wieczorne, po 19 „Jeden z dziesięciu” u niedosłyszących, starszych sąsiadów obok 😃 Właścicielka sama powiedziała, że jeśli chciałabym uskuteczniać imprezy, to wybrałam zły adres, ale pozwoliła na 1 imprezę, więc parapetówa będzie na wypasie 😃

Przede wszystkim, kiedy wyszłam wczoraj wieczorem na balkon, zobaczyłam światełkowe cudo, a przecież ja jestem zafiksowana na punkcie wszystkich pięknych światełek, fajerwerków. Pomyślałam wtedy, że nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Dotarło do mnie, że ta koszmarna, przeprowadzkowa historia w końcu dobiegła końca. Będzie dobrze, musi być 🙂

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak mój zakopcowy spontan trip zakończył się Śląskiem by night na "moto", crazy wędrówkami w Beskidach i odkryciem słowackiego raju

Plazingowanie w Kato, opijanie Życia 0% w kamperze z osobowki i kapiel w Dzibicach o wschodzie słońca, czyli crazy weekend na Śląsku i Zagłębiunieślask haha😀

ZAKOPCOWEGO SPONTAN TRIPA C.D.