Tona ludzkiej życzliwości, "morzing smażing" w Morzu Martwym i ucieczka przed arabską mafią, czyli zwariowany trip do Izraela
PAŹDZIERNIK/LISTOPAD 2018
Kiedy spacerując w Tel-awiwie zobaczyłam flagę Izraela i uświadomiłam sobie, że właśnie
po raz pierwszy stanęłam
na pozaeuropejskim lądzie,
poczułam wielką dumę
pomieszaną z zachwytem nadmorskim wybrzeżem jednocześnie. To naprawdę była Azja, a ja byłam szczęśliwa. Troszkę inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Aż zrobiło mi się głupio, gdy poznałam tych wszystkich
cudownych ludzi spotkanych w drodze i przekonałam się o wysokim poziomie rozwoju kraju.
Totalnie inny klimat niż
w dzikiej Jordanii, gdzie przytrafiła mi się
ucieczka przed arabską
mafią, ale o tym później haha :D
Stanęłam
przed Ścianą
Płaczu w Jezrozolimie i gapiłam się
jak głupia, nie dowierzając,
że tym razem widzę tą
genialną miejscówkę
na żywo, zamiast w TV, w którymś tam z kolei reportażu o Św.
Janie Pawle II. Tam też
żydowska Rodzina okazała się niezwykle gościnna, a warunki zapewniła niczym
hotelowe wraz z małymi mydełkami, żelikami,
maseczkami do twarzy, czekającymi
w pokoju na łóżku i toną
rodzynek z orzechami na stoliku.
Z przystanku autobusowego do Timna Parku
zostało do pokonania z zaledwie 3km. Dwójka Izraelitów, widząc dwójkę
Podróżników z plecakami, wędrujących
poboczem w spiekocie na maksa, zatrzymała się
oferując pomoc i podwózkę. Na miejscu właściwie wydarzyło się to samo z tym, że było to dwoje Izraelitów, dwie
Rosjanki z psem, a potem jeszcze Polka, taka cała wesoła ekipa zwiedzająca Timnę.
Potem zostałam dotransportowana pod same drzwi hostelu. Wracając do autobusu, przez pomyłkę chciałam zapłacić za bilet drugą kartą
pre-paidową, na której nie zostało już wystarczająco dużo
środków. Młoda izraelska Żołnierka, widząc sytuację,
zaczęła dosłownie odliczać kasę,
by mi pożyczyć.
Serio, mega wporzo. Dużo
życzliwości
doświadczyłam w tym Izraelu 😊
Jeśli
chodzi o czytanie książki,
leżąc w Morzu Martwym na
wodzie - to nie ściema.
Tylko warto uważać, żeby
nie napić się
tego słonego syfu i nie skończyć prawie rzygankiem, jak ja haha Morzing
smażing określiłabym,
jak nowe, fajne, śmieszkowe
doświadczenie haha
Myślę, że
Hajfa to zawsze spoko pomysł na spacer, a Czerwony Kanion – obowiązkowy punkt każdej wizyty w Izraelu. W ogóle kiedy później w pobliżu kanionu, czekałam na przystanku, para
Polaków zaproponowała podwózkę
do Eljatu. Jakaś
dosłownie magia dobra wśród
ludzi panuje na izraelskich lądach
😊 Z Eljatu na bank nie zapomnę
miejscówki, w której samoloty przelatywały dosłownie nad moją głową.
No, tego wieczoru widziałam też
w oddali rakiety, ale jakoś
nieszczególnie odczułam niebezpieczeństwo
w tym kraju.
Co do ucieczki przed arabską mafią,
głupia wybrałam przejście
południowej granicy na piechotę.
Tam czekało auto, ruszyło z piskiem opon przed siebie, próbowałam wyjaśnić
kierowcy dokąd potrzebuję dojechać,
ale gadając przez telefon, nie był zainteresowany
rozmową ze mną.
Zatrzymał auto na jakimś
poboczu, tam czekało drugie auto z kierowcą
z nożem przy pasku. Arabowie zaczęli przerzucać nasze plecaki do drugiego samochodu.
Nie wiem jak to wyszło, że
kiedy zapłaciliśmy
za transport, oni puścili
nas wolno. Może liczyli na naszą naiwność,
może to kwestia tego, że w pobliżu
przemieszczali się
czasem jacyś ludzie, a może… Cóż,
chyba wolę się
nie zastanawiać haha Z tego, co mądra dopiero po tej szalonej akcji,
wyczytałam w necie, ponoć
rejony miasta Aqaba i okolic są
niebezpieczne i krążą
tam jacyś mafiozy. Z kompanem podróży mielismy dotrzeć do przystanku autobusowego na piechotę, ale skończyło
się 10kilometrową tułaczką
pod granicę. Zdecydowałam, żebyśmy
jednak zawinęli się
z tej Jordanii, bo nie mogłam znieść
spojrzeń wszystkich mężczyzn, którzy traktowali
mnie niczym atrakcję
turystyczną, a przynajmniej tak się wtedy czułam. Nieważne było, że
założyłam długie spodnie, bluzkę z długim rękawem, a potem jeszcze turban z ręcznika na głowę. Kierowca potrafił zatrzymać auto na środku
drogi, żeby sobie na mnie popatrzeć OMG. Miałam dość tego dzikiego kraju,
ale zapewne to kwestia pecha i wyboru niewłaściwych
miejsc. W necie znalazłam mnóstwo pozytywnych opinii na temat Jordanii i Lokalsów.
W każdym razie, cieszę się,
że tamtego dnia przeżyłam, chociaż kiedy przy ostatnim 1,5km odcinku
drogi, który pozostał do dotarcia do granicy, musieliśmy zapakować się
do taksówki i kierowca rzucił tekstem „I am not a mafia” dosłownie zamarłam na
dłuższą
chwilę. Potem jeszcze tamte spojrzenia Ziomów,
czekających na nas na granicy, którzy chcieli
rozwiązać
„problem”… Szczęśliwie
jednak udało mi się
wrócić do cywilizowanego Izraela, który
zdecydowanie polecam 😊
No, a potem niestety, mimo opóźnienia samolotu z powodu jakichś ćwiczeń wojskowych i rakiet latających w powietrzu, dotarłam do Polski. Od
zawsze nie lubiłam tych powrotów z tripów, to takie smutne haha, ale przecież za moment znów zaczyna się kolejna podróż. Cóż,
takie neverending story życia,
od spełnionego marzenia do spełnionego marzenia. YOLO 😊
Komentarze
Prześlij komentarz